
W reportażu „Superwizjera” zostały przedstawione relacje trzech policjantek, które spotkał mobbing i molestowanie w miejscu pracy. Według ich relacji spotykały się one z seksistowskim zachowaniem, niedwuznacznymi propozycjami i szukaniem tzw. haków ze strony kolegów z pracy i przełożonych.
Po zgłoszeniu tych nadużyć zostały ukarane w formie przeniesienia do wykonywania innych czynności.
W całej sprawie panuje swoistgo rodzaju zmowa milczenia, a rzecznik Komendy Głównej Policji twierdzi, że żadne statystyki tego rodzaju sytuacji nie sa prowadzone.
Jedną z bohaterek jest policjantka z komendy miejskiej w Rybniku. Służbę w Policji pełni od 13 lat. Ostatnio pracowała w w zespole operacyjnym, gdzie zajmowała się przestępczością narkotykową, a wcześniej seksualną. Po zgłoszeniu mobbingu została przeniesiona do referatu ds. przestępczości nieletnich.
Powiedziała w reportażu:
Była to po prostu forma ukarania mnie i pokazania innym kobietom, że jeżeli dzieje się coś podobnego, to mają siedzieć cicho. Jak dostałam już ten rozkaz, wyszłam z komendy. Nie wróciłam do niej przez okres trzech miesięcy. Przeszłam załamanie nerwowe, poczułam się tak, jakbym dostała w twarz.
Marcin S. kolega z zespołu, a później przełożony policjantki miał zachowywać się wobec niej nagannie. Jak wspomina, początkowo wobec niej żartował, docinał jej. Jednak, gdy ta oznajmiła, że nic między nimi nie będzie jego zachowanie diametralnie się zmieniło.
Na jednej z imprez Marcin S. pod wpływem alkoholu krzyknął: „Kto jeszcze jej nie miał, ręka do góry”. Gdy został jej przełożonym miało być jeszcze gorzej. Dostawała polecenia w stylu „Idź szukać kija do lasu”.
– Marcin chodził i krzyczał, opowiadał na korytarzu, że wypi***i wszystkie kobiety z policji, zacznie ode mnie, że jak już zostanie naczelnikiem, to wyj***e wszystkie dziewczyny z policji. Chodził i mówił, że ludzie będą mu ssać palca. – opowiada policjantka.
Jej słowa potwierdza koleżanka z pracy.
W zeznaniach cytowała Marcina S.: „Sama poprosisz, żebym cię zerżnął”, „zrób mi loda”.
Kolejna z bohaterek reportażu, policjantka z Nysy jest w policji od 24 lat i jest ceniona za swoją służbę. Mobbing wobec niej miał trwać od dwóch lat. Oto co opowiedziała reporterom:
– Mój bezpośredni przełożony po każdej wizycie u komendanta zapraszał mnie do siebie i relacjonował, co dzisiaj komendant mówił na mój temat. Jakie dostał polecenie od komendanta, że ma się czepiać wszystkiego, tak naprawdę: jak wyglądam, jak stoję, jak oddycham, w którą stronę patrzę, że ma znaleźć cokolwiek, co mogłoby spowodować, że pożegnam się z mundurem, że odejdę do cywila. Zastępca komendanta przekazywał mi, że dostał polecenie, że ma mnie opier***ć, wyj***ć ze służby – mówi policjantka.
Opowiada, że jej bezpośredni przełożony dostał nakaz znalezienia na nią kompromitujących dokumentów. Słyszał, według jej relacji, że powinna chodzić w pieszym patrolu, a nie jeździć radiowozem.
Policjantka nie wytrzymała i zgłosiła do prokuratury, że jest mobbingowana przez komendanta z Nysy. Jej zeznania potwierdził już jej były bezpośredni przełożony, w sprawie zeznawali inni policjanci i policjantki, którzy także mówili o mobbingu.
Kolejna z bohaterek Opowiada w reportażu:
– Otrzymałam polecenie służbowe, czy też rozkaz wykonania innej czynności seksualnej. Usłyszałam z ust swojego przełożonego, żebym „zrobiła mu loda”. Miało to miejsce na terenie jednostki. Oczywiście tego nie zrobiłam. Dążyłam do tego, żeby opuścić sytuację i miejsce, w którym się znalazłam, jak najszybciej tylko potrafiłam.
Kobieta złożyła formalny raport o mobbingu, zawiadomiła prokuraturę. Wobec policjantki wszczęto postępowania dyscyplinarne: – Usiłowano mnie ze służby wydalić, na podstawie mojego stanu zdrowia. – powiedziała w „Superwizjerze”.
Źródło: Materiały programu „Superwizjer”