
Marsz, zorganizowany w Warszawie przez Koalicję Obywatelską na czele z Donaldem Tuskiem pokazał, że mobilizacja wyborców przeciwko rządowi PiS jest na fali wznoszącej.
Według wstępnych szacunków organizatorów w pokojowo nastawionym proteście w stolicy wzięło udział około pół miliona ludzi.
Opozycja oskarża partię władzy o erozję demokracji i podążanie drogą Węgier i Turcji do autokracji.
Były premier Donald Tusk wezwał Polaków do marszu razem z nim w imię przyszłości narodu.
Razem z Donaldem Tuskiem na czele marszu szedł Prezydent Lech Wałęsa i Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Zwolennicy marszu ostrzegają, że jesienne wybory mogą być ostatnią szansą na powstrzymanie odchodzenia od demokracji w wyniku rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Krytycy obecnej ekipy rządzącej wskazują przede wszystkim na stopniowe przejmowanie przez partię władzy w sądownictwie oraz wykorzystywanie państwowych mediów do brutalnej propagandy mającej na celu szkalowanie przeciwników.
Wykorzystują również niechęć do mniejszości, zwłaszcza osób LGBTQ, których walkę o prawa przedstawia jako zagrożenie dla rodzin i tożsamości narodowej.
Marsz odbywa się w 34 rocznicę pierwszych demokratycznych wyborów w 1989 roku, po tym jak Polska wyszła z dziesięcioleci rządów komunistycznych.
Będzie to test dla Platformy Obywatelskiej Tuska, która w sondażach pozostaje w tyle za Prawem i Sprawiedliwością.
Wydaje się, że zyska większe poparcie po uchwaleniu i podpisaniu przez Prezydenta Dudę kontrowersyjnej ustawy o komisji ws. badania rosyjskich wpływów.
Wygląda na to, że PiS strzelił sobie w kolano z broni wysokiego kalibru i tym chyba nie do końca przemyślanym krokiem, może wiele stracić na poparciu.
Media niezwiązane z rządem oceniają, że mógł to być jeden z największych protestów w postkomunistycznej Polsce.
Strona główna » Wiadomości Polska »